Spełnione marzenie, czyli polowanie w Danii!

Swój wyjazd do Danii planowałem od kilku miesięcy. Do moich przyjaciół, Adeliny i Krzyśka mieszkających w Odense, zamierzałem pojechać w drugiej połowie października. Z Krzyśkiem znam się od lat. Wiele razem nurkowaliśmy i rozumiemy się prawie bez słów. Od kilku lat, jak tylko jest możliwość, razem chodzimy zapolować na ryby.

W końcu nadszedł dzień wyjazdu. Pobudka rano, szybkie dopakowanie auta i w drogę. Osiem godzin jazdy po autostradach trochę się dłużyło ale w końcu dojechałem do celu. Właściwie od razu zaczęliśmy planować kolejnych kilka dni mojego pobytu. Całość rysowała się bardzo optymistycznie, bowiem okazało się, że z okazji mojej wizyty Krzysiek wziął urlop w pracy. Przeglądnęliśmy sprzęt, dopompowaliśmy bojki i kupiliśmy w internecie zezwolenia na łowiectwo. Cena 185 DK czyli ok. 90 zł na rok, liczony od dnia kupienia zezwolenia.

Kolejnego dnia wstaliśmy rano, małe śniadanko, przygotowanie kanapek, ciepłego picia i w drogę. Zaplanowaliśmy, że tego dnia poszukamy miejsca słynącego z ryb, które także dla Krzyśka miało być zupełną nowością. Po godzinie drogi w końcu dojechaliśmy na wybrzeże. Miejscówka prezentowała się obiecująco. Po chwili dojechał do nas jeszcze Pere (czytaj Pier), znajomy Krzyśka, z którym najczęściej chodzi na polowania. Temperatura powietrza wynosiła około 8 stopni, niestety był dość silny wiatr. Po wejściu do wody okazało się, że prąd nie jest na szczęście tak silny jak się spodziewaliśmy i pływało się dość dobrze. Wypłynęliśmy około kilometr od brzegu, na pole rozrzuconych pod wodą głazów. Głębokość łowiska oscylowała w granicach 7 do 10m. Temperatura wody wynosiła 10 stopni a przejrzystość około 12 m, miejscami dochodząc nawet do 15m. Jednym słowem, było bardzo przyjemnie.

Nastawialiśmy się głównie na flądry oraz dorsze. Spotkanie troci podczas polowania w dzień byłoby dużym szczęściem. Postanowiliśmy nie oddalać się od siebie i pływaliśmy w zasięgu wzroku, tak na wszelki wypadek. Przez dłuższy czas nie widziałem nic wartego zainteresowania, co prawdopodobnie było spowodowane tym, że dawno nie polowałem w morzu. W końcu niedaleko jednego sporego głazu zobaczyłem pierwszego dorsza. Emocje były duże. Chciałem podejść jak najbliżej, żeby ustawić się na pewny strzał, co zakończyło się spłoszeniem upatrzonej ryby. Wiedziałem że muszę być ostrożniejszy. Starałem się podchodzić od ogona, pod słońce, cicho i powoli, co okazało się bardzo dobra taktyką. Strzeliłem tego dnia 3 dorsze, z czego największy miał 2100 g. Pozostałe dwa osiągnęły wagę 1300 i 1400 g. To jednak nie wszystko. Na nizałce zawiesiłem jeszcze kilka fląder zebranych bez strzelania i ostatecznie byłem naprawdę szczęśliwy. Całe polowanie trwało nieco ponad 4 godziny. Na brzegu okazało się, że Krzyśkowi poszło znacznie lepiej. Złowił 6 dorszy oraz kilka fląder. Ja łowiłem kuszą Omer Cayman ET 105, Krzysiek natomiast Omer Cayman ET 115. Pierwszy dzień okazał się nadzwyczaj owocny. Mieliśmy razem ponad 20 kg ryb! Szybko przebraliśmy się, ponieważ było już dużo zimniej, a do tego zaczął wiać silniejszy wiatr. Zjedliśmy po kanapce, łyk ciepłej herbaty i ruszyliśmy w droge powrotną do domu. Wróciliśmy do Odense ok. 18.00, zmęczeni ale szczęśliwi.

Oprawianie ryb, płukanie sprzętu, ostrzenie strzał zabrało nam kilka godzin. Skończyliśmy po godzinie 1.00 w nocy ze świadomością, że jutro czeka nas kolejne polowanie. Po porannym klarowaniu sprzętu, wsiedliśmy do samochodu by udać się w to samo miejsce. Liczyliśmy na powtórkę wyników z dnia poprzedniego i dobre warunki na morzu. Niestety na miejscu okazało się, że fala znacznie się zwiększyła, co zmąciło wodę do około 3 metrów głębokości. Niżej było już lepiej, widoczność oscylowała w granicach 7-8 metrów. Kolejne ponad 4 godzinne polowanie obdarzyło mnie pięcioma dorszami oraz trzema flądrami. Widziałem wielkie stado dorszy płynących na 8-9 m ale były tak czujne, że żadnego nie udało mi się trafić. Nie ukrywam, że tego dnia nastawiałem się głównie na dorsze. Polowanie na nie to prawdziwy spearfishing. Flądry, owszem, są bardzo smaczne ale polowanie na nie, kojarzy mi się ze zbieraniem grzybów.

Tym razem to był mój dzień. Moja nizałka wyglądała dużo lepiej niż mojego przyjaciela, który strzelił 3 dorsze oraz kilka fląder. Łowiłem swoją nową kuszą Marlin Revolution 105, a Krzysiek Caymanem ET 115 i Seatec Gekko 105, którą musiał zabrać pod wodę po tym, jak strzelając do dużego dorsza pogiął strzałę o skały. Na szczęście każdy z nas miał ze sobą dwie kusze, na wszelki wypadek. Po wyjściu i szybkim ogarnięciu sprzętu rozpoczęliśmy powrót. Ochłodziło się znacznie, a po drodze padał nawet śnieg. W domu na szczęście ciepło, sucho i przyjemnie. Tylko czekająca nas robota przy rybach nieco studziła nasze emocje. Było o tyle łatwiej, że patroszyliśmy ryby zaraz po złowieniu. Nie było potrzeby zostawiać wszystkich do ważenia. Umówiliśmy się, że nie patroszymy tylko potencjalnie rekordowej dla nas sztuk a takich tego dnia nie trafiliśmy.

Skończyliśmy porządki wcześniej niż dnia poprzedniego i mieliśmy trochę czasu by spokojnie usiąść i pogadać przy łyku duńskiego piwka. Po porannej naradzie zdecydowaliśmy się na zmianę miejsca. Obaj zgodziliśmy się, że wczoraj widzieliśmy trochę mniej ryb. Swoje już złowiliśmy i nie widzieliśmy sensu by iść do wody znowu w tym samym miejscu. Postanowiliśmy udać się trochę dalej na południe, na sam koniec wyspy, gdzie znaleźliśmy odpowiednie miejsce. Dobrym znakiem było to, że kiedy wchodziliśmy do wody spotkaliśmy dwóch duńskich łowców, z którymi bardzo sympatycznie sobie pogadaliśmy. Rodowici Duńczycy to przemili ludzie. Ciekawostką dla mnie było, że Duńczycy zamiast pontonów typu Okipa, mieli plastikowe kajaki którymi wypływali na łowisko. Po wejściu do wody, okazało się, że prąd jest znacznie silniejszy. Na szczęście płynął wzdłuż brzegu.

Za radą Duńczyków, wypłynęliśmy jakieś 1,5 km od plaży (tyle pokazał Krzyśka GPS, który wzięliśmy ze sobą) i rozpoczęliśmy polowanie. To było najlepsze miejsce z dotychczas przez nas odwiedzonych! Ryb było dużo, problem był tylko taki, że były jeszcze ostrożniejsze niż podczas poprzednich polowań. Znaleźliśmy sporo ładnych fląder, całkiem sporo dorszy i niestety znowu żadnej troci. Łowiło się trudniej, a do tego po około 2 godzinach prąd zmienił kierunek i stał się tak silny, że płynąc czołem do niego praktycznie staliśmy w miejscu. Niezła jazda! Musieliśmy cały czas pilnować żeby prąd nie zabrał nas do Szwecji oraz uważać na kutry z wędkarzami, które podpływały czasem bardzo blisko nas. To były wyczerpujące 4 godziny. Zadowoleni i zmęczeni wyszliśmy na brzeg jakieś pół godziny po Duńczykach. Koledzy po kuszy złowili ładnego, myślę że ponad 3,5 kilogramowego dorsza, kilka mniejszych przedstawicieli tego gatunku oraz flądry. Ja nie miałem się czym chwalić, na nizałce zwisały 4 dorsze oraz kilka fląder. Za to Krzysiek wychodził z wody z prawdziwym trofeum. Trafił na turbota (po duńsku piggvar, Psetta maxima) o wadze 5200g i i wymiarze 68 cm. Wszyscy na brzegu byliśmy pod wrażeniem. Okazało się, że w rekordach Danii jest to drugie miejsce! Do tego dorzucił kilka dorszy i kilkanaście fląder. To był jego dzień!

Nie spieszyliśmy się tak jak poprzednio. Pogoda była lepsza, świeciło słońce, wiatr był słaby, a do tego przemili Duńczycy dzielili się z nami swoimi wrażeniami oraz miejscówkami. Rozmawialiśmy o sprzęcie i było naprawdę super.

Do domu wróciliśmy jak zwykle około 18.00. Wprawieni w bojach, z rybami uporaliśmy się zadziwiająco szybko. Sklarowaliśmy sprzęt, a ja powoli rozpocząłem pakowanie i szykowanie się w drogę do domu. To był trzeci i niestety ostatni dzień mojej łowieckiej przygody w Danii. Byłem zmęczony i uśmiechnięty. Takie zmęczenie lubię najbardziej. Złowiłem w ciągu tych trzech dni 12 dorszy i 20 fląder. Walczyłem z prądem, polowałem na egzotyczne, jak dla mnie ryby, spotkałem się z przyjaciółmi. Było po prostu super!

Wyjazd będę wspominał pewnie jeszcze przez długi czas, przypominając sobie wszystkie chwile spędzone w wodzie i na lądzie. Chciałbym powtórzyć taką wyprawę w przyszłym roku we wrześniu. Zezwolenie będzie jeszcze ważne, a wrzesień jest podobno najlepszym w Danii miesiącem dla łowców podwodnych. Każdemu życzę takich przygód.

Do zobaczenia nad wodą!

Duńska strona gdzie można kupić pozwolenie przez internet:
https://www.fisketegn.dk/fisketegn/common/setLocale.do?language=en

2 przemyślenia nt. „Spełnione marzenie, czyli polowanie w Danii!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *