Relacja z międzynarodowych zawodów Kristiansund Cup 2010

W tym roku prestiżowe zawody Kristiansund Cup odbyły się w dniach 13-14 sierpnia. Startowało w nich 66 łowców z całej Europy. Norwegia gościła łowców z Hiszpanii, Francji, Włoch, Litwy, Estonii, Polski, Rosji i Finlandii. Nie zabrakło oczywiście także gospodarzy. Nasz kraj reprezentowały cztery osoby: Jan Więcławski, Jacek Malinowski, Stanisław Krzyżanowski oraz ja, czyli Jacek Garbacz. Wystąpiliśmy jako 2 reprezentacje. Trzy osobowa reprezentacja Polski nr 1 oraz jednoosobowa reprezentacja nr 2 w której samotnie walczył Stasiu Krzyżanowski.

Zawody w Kristiansund odbywają się od 1997 roku i od samego początku są organizowane przez  klubu nurkowy Kristiansund, pod przewodnictwem Tony’ego Hansena.

Z biegiem lat impreza ta stała się jedną z bardziej prestiżowych w Europie, co stało się za sprawą wód obfitych w ryby oraz niesamowitej organizacji. Przedstawiciele Polski pojawiają się na Kristiansund Cup od 6 lat. W tym roku miałem możliwość dołączyć do tej garstki szczęściarzy, spieszę zatem podzielić się swoimi wspomnieniami.

Na zawody przyleciałem 4 dni wcześniej. Wylot z Warszawy 9 sierpnia i od razu przeboje na lotnisku. Nie mogłem przewozić kuszy w plecaku, ponieważ była źle zapakowana według pracowników przewoźnika. Po paru minutach dyskusji, udało się nadać bagaż i procedura odprawy została zakończona. Lot do Oslo był bardzo spokojny i przebiegł według planu. W Oslo miałem spędzić noc i następnego dnia, z samego rana, leciałem do Molde. Dnia 10.sierpnia o godzinie 8 rano wylądowałem w Molde, skąd odebrali mnie Jan i Jacek. Współtowarzysze mojej eskapady przyjechali do Norwegii  już dwa tygodnie wcześniej i mieli możliwość rozpływania się w tutejszych wodach. Od razu pojechaliśmy na polowanie przy drodze atlantyckiej. Było to jedno z ciekawszych łowisk, oddalone około 5 kilometrów od granic jednego z punktów startowych wyznaczonych na zawody. Pogoda była stabilna.  Świeciło słońce, nie było mocnego wiatru, choć na otwartym morzu pojawiła się fala. Weszliśmy do wody podczas końcówki przypływu. Temperatura wody wahała się w okolicy 13-14 stopni Celsjusza. Był lekki prąd kierujący się na wschód. Przepłynęliśmy tego dnia około 4 km i złapaliśmy parę ładnych dorszy i czerniaków. Podczas powrotu prąd się wzmógł, co nastręczyło wszystkim sporych trudności. Skończył się pierwszy dzień treningu.

Następnego dnia pojechaliśmy na łowisko w okolicy Kristiansund. Pogoda był taka sama jak dnia poprzedniego. Pływaliśmy przy 20 metrowych ścianach porośniętych gęstym lasem wodorostów, wśród których żerowały dorsze i czerniaki. Wybieraliśmy takie miejsca, w których żerują oba te gatunki ryb, ponieważ były one najczęściej spotykane w miejscach startowych i jednocześnie dawały możliwość zdobycia największej ilości punktów podczas zawodów. Prąd niósł nas delikatnie i mogliśmy spokojnie łowić ryby. Tego dnia ryby dopisały. Ja złapałem w sumie około 15 kg dorsza i czerniaka. Jacek 20 kg, a Jan wyniósł z wody około 10-12 kg. Analizując nasze wyniki, okazało się, że możemy mieć niezłe szanse na uplasowanie się w czołówce zawodów. dzień przed zawodami to czas na regenerację sił. Poszliśmy na odprawę, gdzie mogliśmy poznać przeciwników. Jan i Jacek, „weterani” tej imprezy, mogli przywitać się ze starymi znajomymi. Atmosfera była bardzo pozytywna do momentu gdy dowiedzieliśmy się, że zawody zaczynają się o godzinie 6.45 rano! Wtedy wszystkim zrzedły miny. W poprzednich latach zawody zaczynały się o godzinie 9 rano. Ta informacja zaskoczyła wszystkich. Wieczór tego dnia spędziliśmy na dyskusji na temat łowisk, zachowania ryb oraz taktyce drużyny.

13.08.2010, I dzień zawodów.

Tego dnia mieliśmy nurkować 15 km na zachód od Kristiansund. Start był w dwóch miejscach. Ja, Jan i Stanisław startowaliśmy w punkcie A, natomiast Jacek Malinowski startował w punkcie B. Dnia wcześniejszego ustaliliśmy  z Janem, w którą stronę będziemy płynąć tak by uciec od większości zawodników. Popłynęliśmy w stronę wysepek na północ od punktu startowego. Większość zawodników popłynęła na zachód. Okazało się, że łowisko przez nas wybrane jest totalnym bezrybiem. Jan strzelił dwie ryby. Ja przez 4 godziny zawodów widziałem tylko jedną rybę godną strzału na sporej głębokości 21 metrów. Niestety ryba zerwała się, ponieważ nie miałem siły walczyć z nią na w tak dużych głębokościach. Tego dnia wyszedłem bez ryby. Jacek Malinowski zrealizował swój plan aby popłynąć wzdłuż zatoki i przeciąć półwysep pieszo (jest to dozwolony zabieg na tych zawodach). Łowił w okolicy dwóch małych wysp. Po krótkim czasie dogonili go łowcy z Hiszpanii, Francji i Finlandii, dzięki temu że był tam pierwszy, zdążył strzelić kilka ryb. Jackowi poszczęściło się tego dnia i  strzelił około 20 ryb sporych rozmiarów. Nie przewidział jednak tego, że droga powrotna zajmie mu więcej niż 15 minut. Tyle zajęło mu dotarcie na upatrzone łowisko. Czas powrotu wydłużył się znacznie z powodu przytłaczającej ilości ryb (około 40 kg!!!). Nasz kolega spóźnił się dwie minuty, przez co połów z tego dnia nie został by mu zaliczony. Stanisław tak jak ja nie złapał tego dnia żadnej ryby. W porównaniu z łowcami z Hiszpanii czy Francji, którzy wyciągnęli nawet po 20-30 kg ryb wypadliśmy naprawdę blado.

Morale całej grupy po zawodach było na prawdę niskie, tym bardziej że Jan rano zatruł się wodą i miał problemy aż do wieczora. Wspieraliśmy się nawzajem  i opracowywaliśmy plan na drugi dzień zawodów.

14.08.2010, II dzień zawodów.

Start, podobnie jak dnia poprzedniego, zaplanowano na godzinę 6.45. Płynęliśmy na wschód od Kristiansund do wysepek u wejścia do fiordu. Cała nasza drużyna nr 1 czyli Jan, Jacek oraz ja startowaliśmy w punkcie A, który był najbardziej zbliżony do otwartego morza. Dzięki temu mieliśmy szanse napotkać pod wodą na spore sztuki. Ja i Jacek popłynęliśmy na wschód a Jan na zachód. Udało mi się uciec wszystkim zawodnikom i zacząłem łowić na przepięknym wypłyceniu. Było tam sporo dorsza, czerniaków i rdzawców i zanim dogoniła mnie reszta zawodników złapałem 6 ryb. Po dopłynięciu „peletonu” zrobił się taki hałas pod wodą, że ryby pochowały się w najgłębsze zakamarki i stały się bardzo płochliwe. Musiałem zmienić łowisko, niestety cała reszta łowców udała się dokładnie w tym kierunku który sobie obrałem. Straciłem szanse na dobre wyniki. Bawiliśmy się w ganianego przez dłuższą chwilę, po czym uznałem, że lepiej będzie jak przebiję się na drugą stronę wysepek.Wybrałem drogę lądową i pieszo pokonałem niewielkie wzniesienia. Okazało się, że mimo iż wodorosty nie były tam takie świeże, widziałem rdzawce o masie około 1 kg (tylko takie były punktowane) i strzeliłem jeszcze 3 ryby. Na godzinę przed końcem zawodów postanowiłem udać się do następnych wysp oddalonych ode mnie o 10-15 minut na płetwach. Wiedziałem, że ryzykuję stratę czasu na czas potrzebny na dotarcie na miejsce ale miejsce w którym znajdowałem się w tej chwili nie było tak obfite jak oczekiwałem. Przepłynąłem dzielący mnie od upatrzonego łowiska dystans i zrobiłem pierwszego nura. Strzeliłem małego rdzawca ale podczas strzału niemal przerwała mi się linka od strzały, która to zaplątała się w gumy naciągu. Nie miałem czasu na naprawy i zmieniłem kuszę. Kusza zapasowa miała niestety bardzo krótką linkę. Zanurkowałem po raz kolejny tego dnia, tym razem na głębokość ok 15 metrów i przy dnie na około dwudziestym metrze zobaczyłem sporego dorsza. Myślę, że mógł ważyć ok 2-2,5 kg. Strzeliłem do niego z góry. Trafiłem w okolice głowy i zobaczyłem, że ryba walczy na strzale. Już cieszyłem się w myślach, z kolejnej ryby która zawiśnie na nizałce. Okazało się jednak, że przez za małą ilość linki strzała nie przebiła ryby i dorszyk zszedł ze strzały. Zbliżał się limit czasowy i postanowiłem wrócić na łódź, która był miejscem startu i powrotu. Przed wejściem na pokład zrobiłem ostatniego nura i pod samą łajbom znalazłem trzy przegrzebki wielkości dwóch dłoni. Był to miły akcent kończący zmagania tego dnia, ponieważ mięso przegrzebków jest wyjątkowo smaczne. Podczas ważenia ryb okazało się, że z dziewięciu strzelonych ryb dwie były za małe (brakowało zaledwie 20 gram) i skończyłem z 16 tysiącami punktów. Janowi zaliczono wszystkie pięć strzelonych ryb. Dla niego ten dzień obfitował w „niezapomniane” przeżycia, ponieważ już na początku dnia stracił kuszę, podczas przekładania ryby na nizałkę. Udało mu się jednak ją odzyskać i mimo nie do końca imponującego połowu miał prawo cieszyć się z pozytywnego zakończenia nieprzyjemnie zapowiadającej się przygody. Zmarnował połowę regulaminowego czasu szukając sprzętu między wodorostami, tymczasem okazało się, że jego oręż podryfował w prądem prosto w ręce jednego z norweskich zawodników – Orjana Dyrnesa. Nie byliśmy zadowoleni z osiągniętych wyników. Na pocieszenie pozostawała myśl, że był on sumą niekorzystnych zdarzeń. Spóźnienie i dyskwalifikacja Jacka, zagubienie kuszy, zatrucie pokarmowe oraz zły wybór łowisk.

Dla mnie zawody te były pewnego rodzaju nowinką. Do tej pory brałem udział w zawodach odbywających się na wodach śródlądowych. Na morzu teren jest dużo większy, warunki bardziej zmienne i czasem nie przewidywalne.  Zupełnie nowe doświadczenie i choć wynik tego startu nie zadowolił mnie cieszę się, że mogłem brać w tym udział i zrobię wszystko aby w przyszłym roku podjąć po raz kolejny wyzwanie, być może w jeszcze większym gronie naszych polskich łowców. Już w tym roku z Wrocławia miały jechać bowiem ze mną jeszcze dwie osoby: Daniel (doox), oraz Łukasz (luka). Chcieliśmy reprezentować Stowarzyszenie Spearfishing Poland oraz Wrocławską sekcję łowiecką – Spearfishing Team Wrocław, działającą przy Wrocławskim Parku Wodnym S. A., który jest naszym sponsorem. Niestety życie napisało trochę inny scenariusz i tylko ja miałem przyjemność wystartowania w tej kultowej imprezie.

Podsumowanie.

Zawody odbywają się w okolicy malowniczej miejscowości Kristiansund, położonej 75 km na północ od Molde. Miejscowość ta znajduje się na wyspie położonej u wejścia do 60 kilometrowego fjordu Sunndalsfjord. Północno – zachodnia część wyspy oraz półwyspów otaczających wyspę jest omywana przez otwarte wody Morza Północnego oraz prąd morski Golfsztrom. Dno morskie oraz linia brzegowa okolic Kristiansund ma bardzo zróżnicowany charakter. Dzięki takim warunkom, wody te są wyjątkowo obfite w ryby  co czyni to miejsce idealnym do uprawiania łowiectwa podwodnego.

Zawody są zorganizowane niezwykle profesjonalnie. Na trzy dni przed zawodami, za drobną opłatą około 150 zł, można było wybrać się w miejsca startowe bez kuszy aby poznać teren i poszukać miejsc żerowania ryby. Każdego dnia są dwie strefy startu do wyboru, do których zawodnicy dowożeni są łodziami rybackimi mogącymi pomieścić po 20 – 30 zawodników każda. Łódź dowożąca jest miejscem startu oraz metą. Dodatkowo, nad bezpieczeństwem nurków czuwa sędzia poruszający się szybką łodzią motorową. Pierwszego dnia zawodów mieliśmy okazję obserwować akcję poszukiwawczą prowadzoną przez organizatorów oraz straż przybrzeżną wyposażoną w łodzie motorowe oraz śmigłowiec. Akcja poszukiwawcza rozpoczęła się z powodu Norwega, który nie dopłynął na metę. Po około 25-30 minutach okazało się, że zgubił się on między wyspami a prąd zniósł go 6-7 kilometrów dalej. Na szczęście nic mu się nie stało. Nurkowie startują na sygnał startowy (strzał z pistoletu) i mają dokładnie 4 godziny na łowienie ryb. Przed upływem tego czasu należy dopłynąć do łodzi i zdać ryby. W innym przypadku bezwzględny sędzia od razu dyskwalifikuje zawodnika. Dokładnie taka dyskwalifikacja spotkała Jacka Malinowskiego pierwszego dnia zawodów, który spóźnił się 2 minuty.

Zawody odbywają się w następujących kategoriach: mężczyźni, kobiety i młodziki. Każda z kategorii ma nieco inne zasady punktowania ryb.
Mężczyźni dostają punkty za rybę przekraczającą masę 1000 g wg następującego wzoru – 1pkt za 1 g złapanej ryby + 1000 pkt za każdą złapaną rybę. W przypadku złapania flądry lub innych płaskich ryb punkty naliczane są jako 50% punktów pełnowartościowej ryby. Niepunktowane ryby to: zębacz plamisty, zębacz smugowy, żabnica oraz wargacze wszelkiego rodzaju.

Na zdjęciach od lewej: Aurelien Bouzon, Francja (II miejsce), Israel Calvo San Emeterio, Hiszpania (I miejsce) oraz Kim Jaatinen, Finlandia (III miejsce).

Punktacja w kategorii kobiet wygląda podobnie jak w przypadku mężczyzn, z tym że flądry i ryby płaskie punktowane są jak ryby pełnowartościowe. Niepunktowane ryby  to: zębacz plamisty, zębacz smugowy, żabnica oraz wargacze wszelkiego rodzaju, tak jak w przypadku punktacji kategorii mężczyzn.Młodziki mogą dostać punkty za wszystkie ryby jakie złapią oprócz zębacza smugowego, plamistego oraz żabnicy. Wargacze punktowane są jako ryby o połowie wartości wszystkich innych gatunków.

Ryby zdaje się do ponumerowanych worków i otwiera się je podczas oficjalnego ważenia. Serdecznie zachęcam wszystkich chętnych do startu w zawodach, ponieważ dostarczają one niesamowitych wrażeń. Klimat zawodów jest bardzo pozytywny i da się wyczuć nutkę rywalizacji. Zawodnicy chętnie opowiadają o łowiskach w których łowili oraz o sytuacjach pod wodą, o tym jak zachowuje się ryba i na co trzeba zwrócić uwagę. Zawodnicy biorący udział w Kristiansund Cup to przekrój przez wszystkie etapy zaawansowania łowieckiego. Są tu początkujący oraz ludzie polujący od ponad 20 – 25 lat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *