Relacja z VI Zlotu SSPoland

Cała ekipa niemal w komplecieJeśli dobrze pamiętam to już trzeci zlot oficjalnie otwierający sezon łowiecki w Polsce, gdzie każdy z polujących uczestników mógł oddawać się swojej podwodnej pasji. Tym razem jednak nie sprzątaliśmy jeziora Powidzkiego, lecz spotkaliśmy się nieco dalej na północ, w niezwykle malowniczej miejscowości Przyjezierze. Nie oznacza to oczywiście, że już nigdy nie wrócimy do Powidza, gdzie tak naprawdę rozpoczęła się cała historia Stowarzyszenia Spearfishing Poland. Sentyment do tamtego miejsca, w szczególności do Ośrodka w Kosewie, pozostanie na zawsze.

Przyjezierze położone jest nad bardzo malowniczym jeziorem Ostrowskim nurzającym się w nieskończonej zieleni otaczających je lasów. Jako bazę naszego spotkania wybraliśmy niezwykle gościnny ośrodek Sowi Dwór. Żeby być precyzyjnym, to jego północną część, oddaloną nieco od centrum miejscowości. Mieliśmy do dyspozycji cały ośrodek z własną plażą, pomostem, miejscem ogniskowym i wszelkimi możliwymi atrakcjami. Mimo niesprzyjającej pogody humory dopisywały wszystkim uczestnikom.

Część zlotowiczów zameldowała się już w połowie tygodnia planując krótki urlop nad jeziorem. Zdecydowana większość dotarła na miejsce w piątek. Barowa pogoda, nie pozostawiała zbyt dużego wyboru. W poszukiwaniu ciepła, szybko rozpalono ognisko oraz część „nieoficjalną” zlotu, której towarzyszyły długie rozmowy i łowieckie opowieści. Nasza wesoła gromadka dojechała na miejsce jako ostatnia, tuż po godzinie pierwszej w nocy. Mimo, iż wyruszyliśmy z Wrocławia w południe nie jechaliśmy bezpośrednio do celu. Nasza trasa prowadziła do Jastrowia, położonego na północ od Piły, gdzie dołączyła do nas Marzena wraz z Piotrem.

PiotrekPodróż nie należała do łatwych. Ulewny deszcz, bardzo utrudniał jazdę. Dodatkowo po drodze napotkaliśmy kilka sporych korków, niezliczoną ilość remontowanych dróg wymuszających ruch wahadłowy oraz jeden poważny wypadek. W Jastrowiu byliśmy prawie dwie godziny po planowanym czasie przyjazdu. Trudy podróży wynagrodził nam jednak przepyszny obiad przygotowany przez Marzenkę oraz słynne ciasto ze słonecznikiem na deser.

U Piotra i Marzeny Wencków gościliśmy po raz pierwszy przy okazji zeszłorocznych zawodów na Ińsku. Wtedy to obiecaliśmy im, że zabierzemy ich na planowany na wiosnę zlot. Od wielu lat nie mieli okazji wyrwać się gdzieś dalej i odpocząć choć przez chwile od trudów dnia codziennego. Tak naprawdę obecność Piotra na zlocie, którego historię większość z Was zna, była priorytetem podczas planowania całej imprezy. Po upewnieniu się, że warunki w Sowim Dworze pozwalają na pobyt osoby na wózku oraz zaklepaniu całodziennego wyżywienia dla naszych gości, ustaliliśmy wszystkie niezbędne szczegóły i zaplanowaliśmy nasza małą wyprawę.

Na miejscu, przywitali nas niemal wszyscy. Zaroiło się od pomocnych dłoni, dzięki którym bardzo sprawnie rozpakowaliśmy samochód i przetransportowaliśmy Piotra na wózek. Już po chwili Piotr wraz z Marzeną zajęli swój pokój prawie bez przygód. Wrażenia całego dnia oraz trudy podróży spowodowały, że niemal natychmiast nasi goście specjalni rozpoczęli przygotowania do snu. Przy ognisku pozostała jednak znaczna część zlotowej ekipy, do której ochoczo dołączyłem wraz z Agą. Rozmowy trwały niemal do białego świtu.

Jak nie posmarujesz to nie pojedzieszNastępnego dnia po wyjściu z pokoju przywitało mnie zachmurzone niebo i dość niska temperatura powietrza. Nie wyglądało to dobrze. Zdecydowana większość dopiero przewracała się na drugi bok po nocnej zabawie. Najważniejszą część zlotu, czyli akcję sprzątania jeziora, zaplanowaliśmy w samo południe. Niestety pogoda zepsuła się jeszcze bardziej i zaczęło porządnie padać. Prognozy zapowiadały jednak polepszenia aury następnego dnia i dlatego postanowiliśmy przełożyć oficjalną część zlotu na niedzielę. Nie oznaczało to jednak, że nikt nie wejdzie tego dnia do wody. Korzystając z możliwości polowania niemal wszyscy w dogodnej dla siebie porze ruszali w stronę pomostu, by uzbrojeni w kusze oraz worki na śmieci rozpocząć penetrację jeziora. Efektem tych wypadów były puste nizałki oraz pełne worki śmieci, których przybywało na pomoście z każdą godziną mijającego dnia. Dzięki deszczowej pogodzie mieliśmy możliwość znacznie dokładniej posprzątać pod wodą okolice naszego ośrodka, napełniając specjalnie przygotowane na tą okazję worki przez dwa dni.

Wieczorem zaczynało się nieznacznie rozpogadzać i korzystając z okazji wybraliśmy się wraz z Piotrem i Marzeną na krótki spacer na główną plażę. Po powrocie do ośrodka zastaliśmy niemal wszystkich przy grillu. Po zapadnięciu zmroku szybko rozpaliliśmy ognisko i stłoczyliśmy się wokół niego kontynuując zabawę. Tego wieczora jednak trwała ona znacznie krócej, bowiem następnego dnia wszyscy musieli szykować się do drogi powrotnej. Niemal do końca imprezy siedzieliśmy wraz z Piotrem, którego siłą musieliśmy zaganiać do pokoju. Większość zasypiała już na siedząco, gdy Piotr wraz z kilkoma twardzielami kontynuował zabawę. Całość uzupełniał Andrzej sypiąc kawałami, które raz po raz wywoływał salwy śmiechu wśród gawiedzi.

Niedzielny chilloutNiedzielny poranek wydawał się być cieplejszy. Nie padał deszcz ale słońce czekało sporo pracy aby przebić się przez gęstą warstwę chmur. Pomału zaczęły pojawiać się pierwsze ciepłe promienie. I tym razem zrezygnowaliśmy z organizacyjnego rygoru i każdy wszedł do wody tak jak mu pasowało. Kusza przy bojce obowiązkowa ale priorytetem tego dnia było sprzątanie. Na wodzie leniwie dryfował rower wodny jako wsparcie transportowe dla ciężkich worków ze śmieciami. Pogoda spowodowała, że wszyscy, którzy nie weszli do wody kibicowali nurkującym rozlokowani na leżakach w pobliżu pomostu. Koło południa do naszej gromady dołączył dosłownie na chwilę Indianisko wraz Wiki. To miły akcent bowiem Robert uczestniczy w zlotach od samego początku i trudno sobie wyobrazić wiosenne spotkanie bez niego. Oczywiście brakowało gitary i śpiewów do białego rana ale mam nadzieję, że odbijemy sobie to następnym razem.

Na pomoście piętrzyły się worki ze śmieciami, które załadowane na rower wodny zostały przetransportowane do kontenerów na plaży głównej. W poczuci dobrze spełnionego obowiązku, żałując ogromnie, że tak szybko nadszedł ten czas, zaczęliśmy przygotowania do drogi powrotnej. Na niedzielę zaplanowana była trzecia już edycja sportowej zabawy, znanej wszystkim jako Triathlon Łowcy Podwodnego. Niestety pogoda pokrzyżowała nam plany i przeniesienie sprzątania na drugi dzień zlotu spowodowało, iż zabrakło nam czasu na realizację tej specyficznej rywalizacji sportowej. Przygotowane na tą okazję puchary, będą musiały poczekać do następnej edycji za rok.

Parę minut po siedemnastej ostatnie samochody opuszczały ośrodek. Wszyscy pełni jeszcze wrażeń wracali do domów. Żegnaliśmy się z Przyjezierzem obiecując sobie, że tutaj jeszcze wrócimy. Być może spotkamy się tam wszyscy na kolejnym otwierającym sezon zlocie za rok.

Cała ekipa i góra śmieciZ powodu złych prognoz pogody z uczestnictwa w zlocie zrezygnowało sporo osób, które planowały udział w imprezie wraz z całymi rodzinami. Po zeszłorocznym rozpoczęciu sezonu byłem niemal pewien, że tym razem będzie jeszcze liczniej. Okazało się inaczej. Wróciliśmy do tradycji kameralnych spotkań, co też ma swoje niewątpliwe zalety.

Bardzo dziękuję Krzyśkowi Cybulskiemu za organizacyjne ogarnięcie całości tematu. Namówił mnie na zmianę lokalizacji podejmując się załatwienia wszystkich niezbędnych tematów. Dzięki temu mogłem skupić się na tym aby Marzana wraz z Piotrem mogli do nas dołączyć i poznać nasze środowisko.

Dziękuję naszym specjalnym gościom, że zdecydowali się na tą wyprawę, co wcale nie było dla nich takie łatwe. Przywieźli wraz ze sobą dużo ciepła, pokazując nam wszystkim z jaką siłą i determinacją należy walczyć z przeciwnościami losu. To dla dla mnie niezwykle ważne doświadczenie. Dziękuję oczywiście wszystkim, którzy zdecydowali się dołączyć do nas w tym roku, z entuzjazmem przyjmując Marzenę i Piotra i wspierając jak tylko było można.

Ogromne wyróżnienie należy się przede wszystkim pracownikom oraz właścicielowi Sowiego Dworu a także Wójtowi Gminy Jeziora Wielkie, Dyrektorowi Ośrodka Kultury i Rekreacji w Jeziorach Wielkich oraz dzierżawcy jeziora Ostrowskiego Spółce Inter Fish za pomoc przy organizacji zlotu, wyrozumiałość oraz wsparcie naszej działalności. Z pełną odpowiedzialnością mogę napisać, że był to zupełnie inny niż do tej pory zlot w historii naszego Stowarzyszenia a kto wie, czy nie najważniejszy. Do zobaczenia za rok!

Zapraszam do galerii zdjęć, którą znajdziecie tutaj!

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *