Relacja z Kristiansund Cup 2013

Jan WięcławskiPlanowanie wyprawy do Norwegii pochłonęło wiele więcej czasu niż w ubiegłych latach. Dokonując analizy z zebranych wcześniej doświadczeń, dostrzegłem nowe możliwości na odkrycie ciekawszych miejsc i szansę na zdobycie lepszych lokat w zawodach jeśli nie walkę o podium. W ubiegłym roku zrodził się pomysł, by odświeżyć zespół. Średnia dotychczasowego Teamu to 55 lat i potężny bagaż doświadczeń. Pojawiła się szansa, by wprowadzić pierwszą w historii zawodniczkę, z realną szansą na złoty medal. Zabrakło jednak determinacji w realizacji tego ambitnego przedsięwzięcia. Ostatecznie wykorzystałem inną szansę. W Teamie pojawiła się nowa twarz, Maciej. Trenowaliśmy wspólnie przez cały ubiegły sezon. Wysiłek włożony w zajęcia na basenie w okresie zimowym jak później się okazało nie poszedł na marne.

20 lipca wyruszyliśmy promem Stenaline z Gdyni do Karlskrony. Henryk Knut, Stanisław Krzyżanowski, Maciej Jaworski, Jacek Malinowski i Jan Więcławski, który podjął decyzję o dołączeniu do wyprawy w ostatniej chwili. Przed nami około 1250km do pokonania. Pogoda nie najlepsza. Zachmurzone niebo i tak całą Szwecję i większą część Norwegii. Słońce wyjrzało zza chmur dopiero nad fiordami. W niedzielę pokonaliśmy ostatni tunel i po południu rozpakowaliśmy ekwipunek w Kristiansund.

Poniedziałek rano, pogoda jak na zamówienie. Spory wiatr N 26km/h, woda ok 5 – 10 m widoczności całkiem nie zła. Wejście do wody dla rozpoznania warunków. Heniu KnutAklimatyzacją Macieja, który zanurza się tutaj po raz pierwszy zajął się Henryk. Pierwsze trzy dni bardzo trudne ze względu na pływy ok. 230cm które za sobą pociągnęły hard stream. Oddaliśmy sporo strzałów. Bywały chwile, w których udawało nam się trafić ryby. Korespondencja Oriana potwierdziła nasze spostrzeżenia, o pojawieniu się dużej ilości ryb. Myślę, że wiązało się to bardziej z nagłą zmianą pogody w tym rejonie i długo oczekiwanym słońcem, niż naszym przybyciem, choć zbiegło się to w jednym czasie.

Kolejny dzień dostarczył mi emocji, o których wolałbym jak najszybciej zapomnieć. Podczas polowania na stoku w okolicach wejścia do portu oddałem trudny strzał do ładnego Bacalao. Uszkodziłem trwale strzałę, podczas wymiany kuszy straciłem kontakt z moim Pacyfikiem Beuchat. Zdążyłem oznaczyć punkt wpisując pozycję w GPS. Podpłynąłem do polującego obok Henryka. Szukaliśmy jej do momentu gdy zimno zaczęło nam dotkliwie dokuczać. Wieczorem spotkałem się z Orianem, który zorganizował w kolejnym dniu dwóch nurków z łodzią. Poszukiwania nie przyniosły jednak pożądanego rezultatu. Pogarszająca pogoda zakończyła nasze nurkowanie tego dnia. Wielokrotnie wracałem do tego miejsca poznając podwodny deszczowy las do tego stopnia, że znam go w tej chwili niemal na pamięć. Dni upływają bardzo szybko. Obfitość ryb wzbogaca nasze menu o coraz to ciekawsze potrawy. Maciej opowiadał coraz więcej przygód, z kolejnych zejść. Niespodziewanie dla nas wszystkich strzelił piękną 14 kg Żabnicę, którą wieczorem sporządził na kolację.

Tego dnia Stanisław strzelił do ładnego Coda i zadbał o przegrzebki. Wieczorową porą jeśli nie byliśmy zajęci planowaniem kolejnego dnia ruszaliśmy na zwiedzanie. Tym razem zwiedziliśmy Fort Kvalvik. Umocnienia systemu obronnego wybudowane przez sowieckich jeńców. Działa z 1914r., potężne reflektory i miniaturowa łódź podwodna na stałe kotwiczona we fiordzie nosząca dwie torpedy.

Kompleks wykorzystujący naturalne maskowanie w terenie był praktycznie nie do wykrycia od strony morza. Przedłużeniem tych umocnień jest bunkier z oknem 2m nad linią wody u wyjścia z fiordu, w którym podczas wojny była ruchoma wyrzutnia torped. Dzisiaj pod tym oknem chodzą czasem piękne Bacalao.

Przygotowując się do wyprawy, w zimowe wieczory poświęciłem czas dokonując analizy zdjęć satelitarnych i map wybranych rejonów. Zestawiając je ze zdjęciami na zagranicznych forach podjąłem trop kolejnych odkryć norweskich tajemnic. Na pełen sukces przyszło jednak trochę poczekać. Mapy, zdjęcia, tabele pływów to jedynie część elementów mających wpływ na powodzenie planu. Po południu wybrałem się na poznanie nowego miejsca. Niby 15m, silny prąd opływający półwysep i widoczność spadająca do 2m. Deszcz i spływająca ze skał pokrytych borowiną słodka woda pokrzyżowały misternie utkany plan. Okazały się czynnikiem, który miał decydujący wpływ na pogorszenie warunków w głębi fiordu. Bez sukcesów wycofałem się z popołudniowego nurkowania.

Zwiedzanie Fort KvalvikDzień poprzedzający odprawę do zawodów poświęciliśmy na trening na Grip hole. Wypłynęliśmy z portu, by po paru minutach zawróć z powrotem, w związku z niesprzyjającymi warunkami na morzu. Złe warunki na morzu nie przekreśliły jednak szansy na udane polowanie wewnątrz fiordu. Podjęliśmy decyzję, że skoro jesteśmy już ubrani w skafandry zarzucimy folię na siedzenia w samochodzie i pojedziemy parę kilometrów w głąb fiordu. Stanisław w naciągniętym kapturze doprawdy wyglądał „nieziemsko”. Być może dlatego kasjer pominął go przy pobieraniu opłaty promowej. Przeprawiliśmy się promem na drugą stronę Kristiansund. Po niecałej godzinie byliśmy we wodzie w zupełnie nowym miejscu. Ten dzień przejdzie do historii odkryć norweskich tajemnic. Widoczność na 10m niemal doskonała prąd słuszny, w końcu przecież fiord i ryby, które pozostaną w naszych snach. Maciej zabłysnął ponownie, strzelając do rekordowego Coda 9,90 Kg. Podczas tego polowania padło wiele pięknych ryb, zarówno tych przed śniadaniem jak i po śniadaniu. To był dobry dzień, wyostrzający nam apetyt przed startem w zawodach.

Jacek MalinowskiDo zawodów zgłosiło się 19 zawodników. 1 Team Poland w składzie: Jan, Maciej, Jacek. 2 Team Poland obsadził Henryk.

Pierwszy dzień zawodów Grip hole. Pogoda dobra. Słońce od czasu do czasu poprawiało widoczność. Faworyci nie zawiedli. Orian Dyrnes dopłynął na metę z 21 punktowanymi rybami, Aleksander Utkin 17 ryb, Atle Schaug 15 ryb. Tonny Hansen 8 szt. Dokładnie tyle samo ile strzeliliśmy razem z Janem. Maciej poszedł w bardzo obiecujący rejon, jednak 2 punktowane ryby tego dnia nie wróżyły czegoś szczególnego. Poziom nieco rozczarował, wręcz poniżej oczekiwań, ( w ubiegłym roku padł tu rekord 76,1 Kg i należy do M.Pykko). Przewaga złowionych ryb to ledwo punktowane rdzawce i czarniaki. Głębiej nie było żywej duszy. To dopiero początek. Mamy dobre miejsca wyjściowe do kolejnego dnia zawodów.

Na statku przed startemDrugi dzień zawodów. Rejon dobrze nam znany z poprzednich lat. Tutaj wszystko może się zdarzyć. Znaczna poprawa pogody. Start 08.00, zmiana pływu 11.04, tego dnia o 98cm ( w porównaniu do naszych polowań w trzech pierwszych dniach, gdzie różnica wynosiła 235cm to prawdziwa gratka. Spodziewam się stosunkowo niewielkiego prądu. Postawiłem na rejon, w którym głęboko można sięgnąć po duże ryby. Podjąłem próbę walki o medal za największą rybę. Dopłynięcie na miejsce okupiłem sporym wysiłkiem fizycznym i stratą ponad godziny czasu. Niespodziewany silny prąd. Byłem w tym miejscu szósty sezon. Po raz drugi przyszło mi się zmierzyć z czymś o czym trudno opowiedzieć w kilku słowach. Przywiązałem się do pławy nawigacyjnej i zszedłem po łańcuchu na dół. Widoczność, może dwa metry. Prąd prawdziwy hard stream – po kilku zaledwie sekundach skończyła mi się dwudziestometrowa lina łącząca mnie z bojką. Ten pomysł okazał się fatalny w skutkach. Zmiana planu stała się koniecznością. Postanowiłem wrócić w zaciszne miejsce, by odpocząć i podjąć próbę na realizację nowego planu. Czasu coraz mniej. Pozostały mniej niż dwie godziny do tyfonu kończącego zawody. Podjąłem próbę walki o honorową rybę. Dostałem ją dopiero po niecałych trzech godzinach spędzonych w wodzie. Chwilę później spadłem na kolejne trzy. Na mecie spotkaliśmy się we trójkę o wyznaczonym czasie. Jan przyciągnął 9 ryb, Maciej pewnie dowlókł 12 dobrze punktowanych sztuk. Nasi konkurenci z różnym szczęściem, Orian Dyrnes dopłynął na metę z 9 punktowanymi rybami, Aleksander Utkin 16 ryb w tym odpalił do morszczuka czając się na 12m, zdjął go tuż nad sobą na ok. 6m, Atle Schaug 14 ryb. Tonny Hansen poprawił się w swoim ulubionym akwenie 14 szt.

Oficjalne wyniki:

1. Aleksander Utkin, RUSSIA    – 85400 pkt.

2. Ørjan Dyrnes,         NORWAY – 83300 pkt.

3. Atle Schaug,           NORWAY – 74600 pkt.

6. Jan Wieclawski,       POLAND – 50400 pkt.

7. Maciej Jaworski,     POLAND – 37900 pkt.

9. Jacek Malinowski, POLAND – 33050 pkt.

TEAM CUP

1. NORWAY   – 200125 pkt.

2. POLAND – 121350 pkt.

3. RUSSIA      – 110450 pkt.

Polski TeamZawody odbyły się na dobrym poziomie. Strzeliliśmy sporo ryb. Jeśli chodzi o ich wielkość to nie było w tym roku wybitnych okazów. Złoty medal dla Orian Dyrnes za największą rybę 5 kg. Nasz Team wypadł dobrze, choć zawody zawsze przynoszą pewien niedosyt. Strzeliliśmy na miarę możliwości. Jan konsekwentnie, Maciej szybko wykorzystał wyciągnięte wnioski z poprzedniego dnia. Podnosząc ciężar pewnego ryzyka strzeliłem tym razem poniżej oczekiwań, lecz na tyle dobrze by dostarczyć zespołowi wystarczającej liczby punktów do zdobycia drugiego miejsca, które pozwoliło otworzyć nową kartę w historii spearfishing Poland.

Jak wiele znaczą pora dnia oraz dobór właściwej taktyki to już wiedzieliśmy wcześniej. Nie ma pewnych miejsc gdzie są ryby. Pływy? Tabele to podstawa każdego polowania w tym rejonie. Na bankiecie zadałem pytanie gospodarzom „co się stało tego dnia?, gdzie przy najniższym poziomie pływów powstał tak gigantyczny prąd”. Zobaczyłem osłupione twarze z wyraźnie malującym się neonem ( I don’t know ) i w odpowiedzi usłyszałem „fiord”. Poturniejowe dyskusje w gronie zawodnikówPokazałem trekking śladu GPS co sprowokowało ożywioną dyskusję, do której dołączył się Aleksander odsłaniając tym samym wiele i swoich tajemnic. Wspólnie podzieliliśmy się doświadczeniem z polowania tego i poprzedniego dnia. Ta krótka, ale jak bardzo cenna wymiana zdań może stanie się kiedyś inspiracją do tworzenia naszego sukcesu?

W ostatnim dniu wypłynąłem w morze by rzucić okiem za zgubą i popatrzeć na                „rainforest”. Wracając spotkałem na skałach Aleksandra żegnającego się z Norwegią. Po długich minutach wspólnego milczenia, wlepiając wzrok w linię horyzontu ucięliśmy sobie ciekawą pogawędkę o kulisach rozgrywania zawodów Mistrzostw Świata i ostatnich zawodach we Finlandii, przy okazji „wzmacniając” więzy przyjaźni. Rozstaliśmy się życząc spotkania w następnym roku.

Ranga zawodów opada. Niska frekwencja świadczy o braku zainteresowania tą imprezą. Finowie w poprzedni weekend rozgrywali zawody u siebie. Francuzi zawiedli kolejny raz. Z korespondencji dowiedziałem się, że borykają się z problemami finansowymi. Widok na TrolstigenBez wsparcia federacji nie występują w jakichkolwiek zewnętrznych zawodach. W ubiegłym miesiącu odbywały się zawody Euro-Afryki we Finlandii. Tym razem to Helsinki przyciągnęły uwagę  łowieckiej europy.

Tradycyjnie jadąc do Norwegii zaplanowałem wycieczkę, by bliżej poznać kraj, w którym zakochałem się od pierwszego spojrzenia. Tym razem pojechaliśmy zobaczyć Trollstigen.

Chciałbym podziękować kolegom Henrykowi i Janowi za bezcenną pomoc w poszukiwaniach, Maciejowi dziękuję za zrealizowanie pokładanych nadziei i życzę kolejnych udanych sezonów, Stanisławowi za dbałość o stworzenie atmosfery i bezpieczny powrót do Polski.

[nggallery id=32]

 

2 przemyślenia nt. „Relacja z Kristiansund Cup 2013

  • German, thank you. Now I’m going to write 3 more post about breathing-movement shanyrocizntion in asana practice, but then I plan to write some posts about yama and niyama sadhana to cover more yoga subjects than mere asana practice. In future I’ll write also about pranayama, meditation and deautomatisation of everyday life which is in fact the most important context of yoga practice. See you!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *