Postautor: Sylwek » śr, 8 marca 2017, 16:17
Żyjemy w wolnym kraju i każdy robi to na co ma ochotę. Nikt nikogo nie zmusza do wzięcia udziału w takim czy innym kursie. KDP daje możliwość zdania egzaminu na kartę łowiectwa, ale po wcześniejszym odbyciu szkolenia w tym zakresie. Ustawa rybacka dopuszcza potencjalnie różne podmioty do przeprowadzania egzaminów w tym zakresie. Ba, nawet określa grupę osób zwolnioną z obowiązku zdania egzaminu. Nie ma obowiązku zdawania egzaminu w tej czy innej organizacji (ps: nie potrafię wskazać, kto na dzień dzisiejszy jeszcze przeprowadza takie egzaminy, tak by osoba zainteresowana zadzwoniła, podjechała pod wskazany adres, bez ściemniania, owijania w bawełnę, zadała, wzięła zaświadczenie).
Spotykam rok w rok domorosłych płetwonurków (scuba), którzy Bogu dziękują, że nic im się nie stało (nawiązanie do wcześniejszych wypowiedzi). Z perspektywy lat nie są w stanie wytłumaczyć, dlaczego nie poszli na kurs, tylko do sklepu po akwalung. Szkolenie to jakiś procent wartości sprzętu (podobnie i u nas). Co sprawia, że człowiek wydając kilka tyś na sprzęt, żałuje kilka stówek na bezpieczne wprowadzenie do nowej dla niego aktywności?
Spotykałem już kilkunastu płetwonurków, którzy nie mieli tyle szczęścia. Przeważnie po pierwszej próbie trafili do lokalnego szpitala z barotraumą płuc po nurku w kilkumetrowej sadzawce. Niektórzy w bardzo ciężkim stanie. Kilku załapało się na lot śmigłem do komory z DCS’em. Nie doczytali, nie zrozumieli, wydawało im się, że wiedzą o co chodzi...
Czy uprawiając łowiectwo coś nam grozi? Nawet nie pchając się w zwalone drzewa? Jeżeli ktoś twierdzi, że nurkowanie solo na zatrzymanym oddechu nie niesie ryzyka, to nie bardzo można znaleźć mianownik do rozmowy.
Czy warto iść na kurs? (Nie mówię tu tylko o naszej branży). Z samej ciekawości warto spotkać się z kimś, kto uprawia taką dyscyplinę kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat. Posłuchać co ma do powiedzenia. Jedna rzecz wychwycona z całego szkolenia, o której nie wiedzieliśmy, może nam dużo pomóc.
Wracając do naszego kursu, oprócz zawiłości prawnych, są też kwestie związane z bezpieczeństwem czy aspektami ekologicznymi. Osoby zainteresowane mają możliwość doszlifowania (już po kursie) technik pływackich w ABC, czy wzięcia udziału w szkoleniach freedivingowych. Jest też możliwość umówienia się na wspólny wypad czy wyjazd na ryby.
Pozostaje mi na koniec pogratulować próby oceny kursu, bez wzięcia w nim udziału, na podstawie „jakiejś” prezentacji z sieci. Prezentacja jest tylko szkieletem do prowadzenia szkolenia.
PS: Mimo wszystko zapraszam na kurs do nas. A czy można bez karty? Oczywiście, że tak. Tylko nie wszędzie. A jak to robią tam gdzie nie trzeba karty i zezwoleń? Przecież polują i żyją. Tak jak we wszystkim, ktoś kogoś wprowadza, ktoś kogoś uczy, czasem starszy fachem kolega. A czasem trzeba samemu rzeźbić... ile by się dało, by z kimś razem, by ktoś pokazał, by wytłumaczył, by można zadzwonić dopytać. Do mnie kursanty dzwonią, czasem w błahych sprawach, czasem są na rybach za granicą... zawsze mnie cieszy, gdy mogę pomóc, gdy kursant odezwie się po latach.
PS2: Po co robić kurs skałkowy, skoro w Tatrach robię piątkowe drogi, w Jurze siedzę systematycznie, a na sztucznej jestem stałym bywalcem? No właśnie po to, by kolega wprowadzający, którego ponosi czasem rutyna, mi nie ściemniał, że można zjechać z pojedynczego ekspresa zamiast z hms’a. Ktoś instruktora przygotował do metodyki nauczania danej dyscypliny, ktoś kto ma większe pojęcie od niego, uznał że jest już gotowy do nauczania innych. Naszego kolegę w tej materii nikt nie zweryfikował. To, że ładnie robi scyzoryk i celnie strzela, nie przesądza o jego dydaktyce.
Mój kolega mając P1, zabrał swojego kolegę na Zakrzówku (pod koniec lat 90-tych), który nigdy nie nurkował, na „intro” na 30 m. Młody adept stracił przytomność na dole, awaryjne wynurzenie i jazda do komory w Gdyni z Krakowa, karetką na sygnale pod tlenem. Czy ten młody adept nurkowania mógł ocenić kwalifikacje swojego kolegi? Przecież miał markowy sprzęt, wyglądał jak rasowy nurek, do tego twardziel. Fuks że przeżyli.
O co tak naprawdę chodzi? O dutki? Odpowiedź wcale nie jest taka prosta. Kurs podstawowy to ok. 10 % wartości sprzętu w wielu dyscyplinach. Nie licząc kosztów wyjazdów.
Jurajscy (Jura Krakowsko-Częstochowska) wspinacze dzielili się na dwie kategorie: tych co noszą linę w niebieskiej siatce z ikea i tych z żółtą. Pierwsza kosztowała 2 zł, drugą można było tylko wynieść. Dziś już coraz rzadziej ktoś ma torbę z ikea.
Wypadki osób bez kursów, bez przeszkolenia, bez przynależności, są anonimowe, nie statystyczne, niepoliczalne. Giną w tłumie na SOR’ach. Ile osób spadło ze ściany po próbie zjazdu z pojedynczego ekspresu? Ilu nurków bez papierów było leczonych z barotraumy w powiatowym szpitalu? Kto to liczy? Kto to wie?
Wśród moich znajomych trzech się postrzeliło z kuszy do łowiectwa i było na pogotowiu lub szpitalu. Żaden nie był na kursie, jakby... , a tak nie mieli bladego pojęcia. Czy ktoś słyszał o tych wypadkach? Czy warto zrobić kurs? Wszystko jest w sieci...
W każdej dyscyplinie, aktywności, turystyce kwalifikowanej, temat jest wałkowany jak bumerang. Robić kurs, czy nie robić... o to jest pytanie? Iść do dobrego instruktora, czy załatwić sobie papier?
pozdrawiam serdecznie,
Sylwek
www.OneBreath.pl Szkoła Freedivingu
egzaminy na kartę łowiectwa podwodnego
506 033 485