Chodzi o kierunek siły jaka działa na strzałę. Jak się przyjrzysz to w kuszach punkt podparcia pojedynki jest poniżej osi strzały i ciągnie ją także w dół (przesuwa po kuszy, dociskając ją do łoża). Bez prowadnicy strzała będzie tracić kierunek i siłę (będzie ściągana z toru strzału i mogą być problemy przy wychodzeniu z głowicy), i będzie niszczyć łoże jeżeli będzie założony tylko pojedynczy naciąg. Szczególnie, że XXV to węglówka... Natomiast proste naciągi dają siłę skierowaną idealnie w osi strzały i nie dociskają jej wcale do łoża kuszy (strzała 'płynie' tuż nad łożem). A więc bez łoża tylko naciągi proste, lub kombinacja proste + podwójny. Taką właśnie kombinację używałem przez jeden sezon w kuszy omer cayman 2000 (czyli w modelu bez prowadnicy) dł 60 cm i sprawdziła się - celność i siła była jednocześnie. Proste naciągi prowadziły strzałę na dobrej wysokości i zapewniały celność, a dodatkowa pojedynka dawała siłę (przykładowo karp ok 10 kg z dobrych 3 metrów od maski przebity za głową na wylot bez problemu). Obecność dodatkowej pojedynki jednak wyrażnie dała się już zaobserwować po śladach tarcia strzały na aluminiowej rurze. Ale nie były to uszkodzenia a tylko niegroźne ślady (rysy) na rurze (nadające jej szlachetnego wyglądu ). I ta celna i solidna kusza teraz cieszy nowego użytkownika, i będzie z pewnością cieszyć jeszcze długo.
Przy dodawaniu kolejnych naciągów może się zdażyć, że mechanizm spustu stanie się cięższy i strzał będzie zrywany. Wtedy jeden z naciągów (najpraktyczniej ze względu na naciąganie podwójny prosty) można dać dłuższy niż wynika to z odpowiadającego mu zaczepu na strzale (np. ja w kuszy 60 cm dawałem naciąg pojedynczy jak dla kuszy 60 cm, a podwójny naciągany na zaczep bliższy głowicy też jak dla kuszy 60 cm). Oba oczywiście 16 mm. Tak wypracowałem sobie kompromis pomiędzy siłą, a celnością związaną z miękkim spustem.