Właśnie jestem po 2h odpoczynku po 1,5h pływania w basenie. Ten odpoczynek, to nic innego jak dochodzenie do siebie, bo spotkało mnie coś na co nie byłem kompletnie gotowy. Więc w sumie będzie to też przestroga dla innych.
Mam eliosa piankę smothskin opencell full, poza rękawiczkami. Wszędzie 5mm.
Nałożenie pianki pod prysznicem, smarując szarym mydłem, odbyło się bez problemów, ale... jak tylko nałożyłem spodnie, już zaczęło mi być cieplej niż się spodziewałem.
Ubrany w piankę, maskę i gary pro idę sobie na basen, oczywiście na najgłębszy odcinek. Ludzie lustrują mnie jak ufo, a sam czuję się jak komando urwane prosto z navi okolicznej jednostki specjalnej... Siedzę sobie na krawędzi basenu, nakładam płetwy, poprawiam wszystko, maska na głowę a tu podchodzi pani w białym podkoszulku i (chyba to jakoś widać po stroju) pyta mnie, czy nie zanurkuję na dno, bo jej podopieczny zgubił okulary i leżą na dnie basenu. Tyle ludzi dookoła, a Pani przeszła z jednego końca na drugi by ze mną o tym porozmawiać. Pianka = gość umiejący dużo wodzie? Chyba tak ta pani pomyślała, w sumie się nie pomyliła
No dla mnie to nie problem nurać... ale pierwszy raz będę w piance w wodzie i w dodatku w garach, które mają prawie metr długości... mam na sobie balast równe 3,6 kg, nawet nie wiem czy to za dużo czy za mało, no to chlup do wody i sprawdzam.
Jasna cholera, pływam jak spławik wędki, w pionie mam taką wyporność że głowę i szyję mam nad taflą, no to już wiem że zejście na dno będzie wymagało sporo energii. W poziomie dryfuję jak ponton... Macham płetwami, masakra... rakiety w nogach, oglądam jak się zginają pod wodą, bardzo mnie cieszy że wybrałem pro i są twarde, bo mimo ich konkretnej twardości zginam je bez problemu, trening przydał się bardzo. Czuję moc w nogach, najs.
No to nur... rany, pierwszy raz zejście na dno było tak ciężkie, nie pamiętam cięższego, gdyby nie 3-4 bardzo mocne ruchy rękoma, to bym nie zanurzył ani jednej płetwy, a te jak tylko znalazły się pod wodą dały świetnego kopa w stronę dna, okularki wyłowiłem, oddałem wszyscy happy i ćwiczę dalej. Każdy się gapi na mnie jak na zjawisko, ale już skupiłem się na sobie i poznaję tę nową sytuację i nagle.... zonk.
Jest mi o wiele wiele za gorąco, czuję się jak w saunie, więc wymyśliłem, aby się schłodzić uchylając pod brodą kaptur i nalewając wody pod piankę... uffff co za ulga, patrzę na termometr ścienny, 28*C temp wody. Hmm no dobra to się będę schładzał by się nie ugotować, w sumie nie napotkałem na żaden art o przegrzaniu freedivera.
Nur pod wodę, kaptur pianki zachowuje się jak kapsuła, bez wyrównania można schodzić na samo dno, no ale profilaktycznie sobie wyrównam... wyrównuje i w sumie nic się nie dzieje... dziwne. Ale jak się uprę to potrafię, wyrównuję i w sumie przebiega to tak jak na sucho, no spoko, co poradzę? Nic, no to sobie tak śmigam.
Przez półtorej godziny uczę się głównie płetw i schodzenia na dno przy tak skrajnie wysokiej wyporności, ale... poczułem że coś jest nie tak, mimo chłodzenia się ciągle mi za ciepło i pojawił się katar? Jak po maratonie, ale maratonu nie ma. Zapełniło mi nos, ostatnie zejście zakończyło się ukłuciem zatoki, już wiem że katar mnie likwiduje z kontynuowania nurania, ale gorąc mnie strasznie wyczerpuje i nawet chłodzenie przestaje działać, mimo że uważam by się nie nagrzewać i tak grzeje strasznie.
Pianka spisuje się o 300-400% za dobrze, to nie są dla niej warunki, czuję że dalsze pływanie skończy się dla mnie źle. Wychodzę z wody i idę pod prysznice.
Dochodzę pod prysznic i czuje że ze mną coraz gorzej, symptomy mi mówią że zaraz doznam udaru cieplnego, uczucie podobne do przegrzania w saunie albo na palącym słońcu, czuję jak serce przyśpiesza, już wiem że nie jest dobrze, zaraz będzie bardzo niedobrze.
Próbuję zdjąć piankę (górę) ni cholery zdjąć nie mogę, przyssało się do mnie strasznie, przypomina to ten efekt czarnego spidermana z filmu, walka ze skafandrem i lipa, nie mogę zdjąć, więc zdejmuję dół czym prędzej.
Próbuję zdjąć spodnie i też przyssane jak na klej, no ładnie, dobrze że mam szare mydło pod ręką, mydlę, wlewam wodę i schodzą ale czuję że czas strasznie działa na moją niekorzyść, zaczynam mieć coraz silniejsze nudności.
Dół zdjęty, teraz góra, mydlę, ciężko dostać ręką w punkty wokół ramion gdzie najbardziej trzyma, próba jedna, nic, no to kolejna też nic, mydlę dalej, próbuję ściągnąć o wiele mocniej i urwałem sobie fragment mankietu, pal licho, zaklei się, ale zaraz fiknę z przegrzania.
Podeszło dwóch panów pod prysznic, mówię im by mi pomogli zdjąć górę, poszło o wiele łatwiej, zdjęte... ale limit mojej temp daleko poza granicami, kucam nad kratką i czuję jak odpływam, więc resztką sił łapę głębokie oddechy i myślami lecę tak jak lecę przed nurkowaniem... wiem że albo uspokoję ciało, albo mam blackout z przegrzania.
Czas mija...
Nie wiem ile czasu minęło ale na tyle oddałem temperaturę i na tyle mdłości ustały, że czułem się na siłach wstać.
Bardzo bardzo powoli wziąłem prysznic i bardzo powoli spakowałem zabawki, przebrałem się i dotarłem do szatni gdzie musiałem znowu odpocząć. Czułem się jak by mnie coś rozjechało... to było straszne.
Cóż mogę dodać, nic gorszego na basenie mnie nigdy nie spotkało i jak widać nie było to w wodzie, a wszystko na skutek braku doświadczenia w zakresie temp wody vs grubość pianki.
Pianka jest za dobra na basen, za dobra na ciepłą wodę, uważam że woda o temp 20*C dla 5mm to jest szczyt przy wolniejszym pływaniu.
Więc rachunek jest prosty, na nasze jeziora i wody będzie idealna. Na basen - samobójstwo.
Mam nadzieję że moją nauczka pozwoli uniknąć innym podobnej sytuacji i nie ma nic lepszego jak asekuracja przy zdejmowaniu opencella, przyssanie jest znakomite.
Może ten post należy umieścić gdzieś indziej, albo wyodrębnić ku przestrodze.
Już jest ze mną ok