Witam....
Miałem się nie chwalić zwłaszcza że nie ma czym bo głupotą. Ale w ramach przestrogi opowiem Wam swoją historię, która dzięki bogu skończyła się tylko szpitalem. A związana była z oprócz brakiem głównie doświadczenia,( bo teoretycznie zaznajomiony byłem ze zjawiskiem BO) brakiem pokory przede wszystkim.
Mam nadzieje, że na wstępie nie dostanę żółtej kartki
od Dooxa
, opisując podobną historię do przygody Brunera.
A było to tak:
Zmęczony po dyżurku postanowiłem odpocząć aktywnie na basenie. Wskoczyłem do wody bez płetw, nie zamierzałem bić rekordów. spacerkiem zrobiłem 25 dla rozgrzewki, powentylowałem się przez 2 minuty dokładając świeżo poznane przeze mnie paki na koniec zrobiłem 50m, czułem się świetnie. więc zrobiłem parę głebokich wydechów i wdechów i na "głębokiej" wodzie wypuściłem powietrze i położyłem się na dnie. Czułem się świetnie. Pełny relax szczęśliwy tym bardziej że do Rosomaka śpieszyłem po basenie na przygotowaną przez Uroczą Jego Małżonkę kolację.
Po jakimś czasie a minęło może jakieś 30-45 sekund (30 uderzeń serca) nie czując absolutnie potrzeby wdechu,
zacząłem powoli przesuwać się po dnie w stronę płytkiej wody... Z niej mnie podobno wyłowiono. Ludzie pływający na basenie myśleli że mój spoczynek na dnie to część treningu. Niestety dawno już błogo spałem. Skończyło się szybkim wyjęciem z wody przez murek (pływałem na środkowym torze więc było bliżej), urazem głowy jakoś podczas, potężną sinicą, i krótką wentylacją i gnieceniem klatki piersiowej przez Maćka Ratownika WOPR (któremu jestem ogromnie zresztą wdzięczny za zdecydowanie, bo zbyt często tego pewnie nie Robi).
Budząc się dostałem potężnej samby. Zwymiotowałem przy tym zachłystując się połkniętą wodą wymieszaną z treścią pokarmową (resztkami po jedzeniu z przed 3 godzin).
Jak się obudziłem czułem się dobrze. Nie chciałem nawet do szpitala jechać, mówiłem, wiem przysnąłem zdarza się. Nie czułem nawet ogromnej ilości wody którą miałem w płucach.
W szpitalu dostałem krwioplucia, zaliczyłem 3 razy wstrząs wazogenny, na domiar złego pojawiło mi się napadowe migotanie przedsionków (tachykardia do 200 z niemiarową akcją serca). Wchodziła w rachubę jeszcze zatorowość w wyniku ewentualnej barotraumy (nie trenowałem wcześniej pak).
Generalnie skończyło się zachłystowym zapaleniem płuc ze stanem podobrzękowym i krótkim nadciśnieniem płucnym. Pluco prawie miałem całe zalane, większość lewego, woda nawet w zatokach szczękowych. Mieli mnie intubować odsysać i takie tam, nawet kardiowersję elektryczną robić. Ale zamias iść w stronę ARDS (ostrej niewydolności oddechowej dorosłych) zacząłem zdrowieć.
Lekarze mówią, że nie dowierzają że tak szybko się z tym uporałem po otarciu się o śmierć, bo po 7 dniach odstawiają mi antybiotyki dożylne, płuca mam czyste i do połowy miesiąca L4 spędzę w domu. (serce samo się umiarowiło po 15 min. jak usłyszałem o ewentualnym traktowaniu prądem.
Do Rosomaka na kolacje nie dotarłem, ale Karol niewyobrażalnie jestem wdzięczny Tobie i Marcie za całą pomoc którą mi ofiarowaliście, w końcu długo się nie znamy
Wnioski? Sami panowie Wyciągnijcie jeśli nie daj Boże bawicie się sami.
Nie biłem rekordu, nie robiłem ponad siły. Bawiłem się tylko inaczej niż zwykle.
Ja wiem jedno, będę teraz dużo mądrzejszy rozważniejszy i pokorniejszy. Na pewno nie będę rezygnował z pasji, pomimo nalegań wszystkich mi bliskich.
Mówi się co nie zabije to wzmocni, a co ma wisieć nie utonie