Podejmowanie kłusowniczych narzędzi połowowych
: ndz, 17 sierpnia 2014, 22:11
Dzisiaj na jeziorze Zielonym w asyście Policji wyjęliśmy ok 200 m kłusowniczego wontona. Jeszcze czegoś takiego nie widziałem... Cynk o sieci dostałem od zaprzyjaźnionego wędkarza. Sieć była pusta - cała. Pewnie świeżo postawiona.
Pan na komendzie był bardzo zły, że dzwonię akurat do niego, ale ostatecznie przyjął zgłoszenie. Po 5 min oddzwonił do mnie lokalny policjant, który zaoferował, że zajmie się sprawą. Pojawił się z łódką po 20 min, po cywilnemu.
Był bardzo zdziwiony, że jestem bez butli. Przecież on sam tu poluje z butlą od lat. I wyciąga potężne węgorze, najlepiej w nocy, na szeroki widelec. Dramat. Grzecznie wyjaśniłem mu jak to wygląda od strony prawnej. Przyjął do wiadomości, skwitował krótkim "Aha..." i zmienił temat. Ale cóż, cieszyłem się, że usunęliśmy z akwenu śmiertelne zagrożenie.
Sieć została załadowana na przyczepkę, z obietnicą zniszczenia. Myślałem, że będzie protokół, ale nic nie zostało spisane ani udokumentowane. Policjant oszacował koszt na kilkaset złotych. Mam tylko nadzieję, że rzeczywiście zostanie spalona i nie wyląduje na innym akwenie.
Prywatnie poinformowałem również uprawnionego do rybactwa. Był zadowolony z takiego przebiegu wydarzeń.
Kilka godzin później na jeziorze Chłop (ten sam dzierżawca) znalazłem ok. dwumetrowego żaka, ale z braku czasu tym razem odpuściłem, może następnym...
Co sądzicie? Tak to powinno Waszym zdaniem wyglądać? Jakie są Wasze doświadczenia?
Pan na komendzie był bardzo zły, że dzwonię akurat do niego, ale ostatecznie przyjął zgłoszenie. Po 5 min oddzwonił do mnie lokalny policjant, który zaoferował, że zajmie się sprawą. Pojawił się z łódką po 20 min, po cywilnemu.
Był bardzo zdziwiony, że jestem bez butli. Przecież on sam tu poluje z butlą od lat. I wyciąga potężne węgorze, najlepiej w nocy, na szeroki widelec. Dramat. Grzecznie wyjaśniłem mu jak to wygląda od strony prawnej. Przyjął do wiadomości, skwitował krótkim "Aha..." i zmienił temat. Ale cóż, cieszyłem się, że usunęliśmy z akwenu śmiertelne zagrożenie.
Sieć została załadowana na przyczepkę, z obietnicą zniszczenia. Myślałem, że będzie protokół, ale nic nie zostało spisane ani udokumentowane. Policjant oszacował koszt na kilkaset złotych. Mam tylko nadzieję, że rzeczywiście zostanie spalona i nie wyląduje na innym akwenie.
Prywatnie poinformowałem również uprawnionego do rybactwa. Był zadowolony z takiego przebiegu wydarzeń.
Kilka godzin później na jeziorze Chłop (ten sam dzierżawca) znalazłem ok. dwumetrowego żaka, ale z braku czasu tym razem odpuściłem, może następnym...
Co sądzicie? Tak to powinno Waszym zdaniem wyglądać? Jakie są Wasze doświadczenia?