Rzeczywiście tyle telefonów naraz mogłoby ich speszyć. Jak nagle zacznie się pełno telefonów to mogą pomyśleć, że specjalnie ktoś poprosił znajomych żeby dzwonili i się wkurwią
Mozę wystarczy jak doox zadzwoni jako drugi i zapyta jako stowarzyszenie?
Większość wędkarzy, których spotykam nad wodą jest przyjaźnie nastawiona, wypytują co i jak a niektórzy sami mieli do czynienia kiedyś z kuszą. Raz tylko trafiłem na dziadka, który zaczął gadkę, że nie wolno i zaraz zadzwoni(kuszę z przejęcia nazwał kotwicą
) -Proszę dzwonić. Przepisy się kłaniają...
Chyba nie jest tak źle, tych chorych jest garstka i oni sieją o nas złe zdanie i buntują się jak jest mowa o pozwoleniach. I potem zarządy się boją.
Trzeba się pokazywać z dobrej strony tam gdzie już możemy polować. Rozmawiać nad wodą, uświadamiać, promować. Nie wychodzić z przepełnionymi nizałkami jak ktoś tyle potrafi ustrzelić. A przynajmniej się nie afiszować z tym. Lepiej jak będą rozgłaszać, że "siedział biedak w wodzie 5h i wyjął 4 ryby" a nie "wszedł taki na godzinę i 10 ryb. A ja siedziałem 3h i nic nie złowiłem. I to przez takich właśnie. Wszystkie ryby wystrzeli albo przepłoszy. Oni są źli, trzeba ich tępić"
Takie małe IMO
Za kilka lat może wszystko się zmieni.